poniedziałek, 18 stycznia 2016

Małe miasteczko z ponad dwutysięczną historią

        Do Cefalu przyjechaliśmy w sierpniu 2013 na kilka dni. Gdy zobaczyłem zdjęcia w sieci, wiedziałem, że musimy tam jechać. Oczywiście głównym powodem była chęć zobaczenia romańskiej katedry, która na tle wielkiej skały wygląda jak zamek z klocków. Została zbudowana przez normańskiego króla Rogera II w XII wieku, ok. 70 lat po odbiciu miasta od Umajjadów. Pierwszego dnia nie zajrzeliśmy do jej wnętrza chcąc dozować sobie przyjemności. Wystarczyła kontemplacja widoku z zewnątrz, z różnych punktów, z których mogliśmy podziwiać tę budowlę. Na początku z poziomu ulicy potem z tarasu z wynajętego przez nas B&B. Drugiego dnia zaplanowaliśmy jej zwiedzanie a następnie wyprawę na szczyt skały. Katedra niestety nie jest ciekawa wewnątrz, jej okna witrażowe zostały zrealizowane kilka lat temu przez jakiegoś domorosłego artystę i wołają o pomstę do nieba, po za tym to typowo romańska oszczędna wewnątrz budowla z pięknym Chrystusem Pantokratorem w barokowej części ołtarzowej. Po wyjściu z dusznego wnętrza podążyliśmy wąskimi uliczkami w kierunku szlaku wiodącego na szczyt skały. Słońce prażyło niemiłosiernie, liczba wykutych w skale stopni była olbrzymia., ale obietnica wspaniałych widoków z góry tłumiła nasze zmęczenie. Przy wejściu na szlak, każdy zapisywał się do specjalnej księgi, by wiadomo było czy ktoś nie został na górze. Co kilkadziesiąt stopni nieodzowne było uzupełnianie płynów. Teoretycznie nie da się wejść na górę zbaczając ze szlaku, nie dotyczyło to jednak pewnego Rosjanina, który na przełaj przez krzaki opuncji i ostre głazy postanowił skrócić sobie drogę. Spotkaliśmy go jak schodził, cały pokłuty i pokrwawiony. Na górze znajduje się dużo ruin: pozostałości zamku z okresu Bizancjum i megalityczna świątynia Diany z VII wieku p.n.e. Generalnie trzeba zaplanować sobie tą wycieczkę na pół dnia bo warto po drodze przystawać i podziwiać widoki. Cała góra rozbrzmiewa muzyką grillo, czyli świerszczy, których jest tutaj mnóstwo. Zejście w dół nie stanowi już żadnego problemu. Wieczorem wybraliśmy się na spacer na drugą stronę okrążając górę od strony morza do pięknego portu jachtowego. Po powrocie zjedliśmy na kolację lokalny przysmak czyli Meusę (bułkę ze śledzioną), popijając chłodnym winem Zibibbo. Następnego dnia czekała nas podróż do Palermo...




Bart


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz