Teraz kilka wspomnień z Trani. Tej miejscowości właściwie nie miałem w planie
jadąc na objazd Apulii. Przeważyła lektura książki Podróże do Italii
Jarosława Iwaszkiewicza. Książka jak dla mnie przynudnawa, ale czarno-
biała ilustracja przedstawiająca romańską katedrę, spowodowała ,że
zechciałem zobaczyć to miejsce. I oczywiście warto było, przyjechaliśmy do
Trani w sierpniową sobotę we wczesnych godzinach popołudniowych i ciężko
było spotkać na ulicy, żywego ducha. Pierwsze kroki po spacerze nadmorskim
parkiem, skierowaliśmy do kościółka templariuszy.
Od kiedy jako chłopak przeczytałem Pana Samochodzika, ten temat wciąż
wzbudza moje zainteresowanie.
Udało nam się! Mały kościółek w którym mieścił się w czasach wypraw
krzyżowych szpital, zazwyczaj jest nieczynny. Para turystów odnalazła
miejscowego przewodnika, który posiada klucze, a my skorzystaliśmy z
okazji. Będąc w środku przeniosłem się w czasie. Wyobrażałem sobie rycerzy
z czerwonymi krzyżami na płaszczach posługujących często w ostatniej
drodze chorym leżącym w chłodnym wnętrzu kościółka. Zza okien dobiegał
krzyk mew, na wytartych ścianach i posadzce można było odnaleźć
pozacierane inskrypcje. Z zamyślenia wybudził mnie głoś przewodnika,
który zakończył oprowadzanie. Po opuszczeniu tego mistycznego miejsca idąc
krętą średniowieczną uliczką dotarliśmy do małego portu, gdzie wprost z
kutrów mieszkańcy kupowali świeże ryby i skorupiaki. Bezpośrednio z portu
udaliśmy się do Duomo. We wszystkich przewodnikach jest napisane że
zbudowano je w XI wieku, ale to tylko część prawdy, gdyż architekci
stawiali kolejne wersje świątyni na poprzednich tak, że z zewnątrz widzimy
wersje najnowszą, bodajże trzecią, natomiast by zobaczyć najstarsze
relikty musi zejść do podziemi. Sama katedra jest położona na samym brzegu
morza, jej piaskowa elewacja pięknie odcina się od błękitu nieba. Obok
stoi zamek zbudowany przez Fryderyka II, ale według mnie nie jest wart
większej uwagi. Z Trani wracaliśmy wieczornym pociągiem, mijając tłumy
ludzi, które w międzyczasie wyległy na ulicę. Jadąc tutaj warto zaplanować
przynajmniej pół-dniowy pobyt, by mieć trochę czasu na kontemplacje widoków.
Bart
jadąc na objazd Apulii. Przeważyła lektura książki Podróże do Italii
Jarosława Iwaszkiewicza. Książka jak dla mnie przynudnawa, ale czarno-
biała ilustracja przedstawiająca romańską katedrę, spowodowała ,że
zechciałem zobaczyć to miejsce. I oczywiście warto było, przyjechaliśmy do
Trani w sierpniową sobotę we wczesnych godzinach popołudniowych i ciężko
było spotkać na ulicy, żywego ducha. Pierwsze kroki po spacerze nadmorskim
parkiem, skierowaliśmy do kościółka templariuszy.
Od kiedy jako chłopak przeczytałem Pana Samochodzika, ten temat wciąż
wzbudza moje zainteresowanie.
Udało nam się! Mały kościółek w którym mieścił się w czasach wypraw
krzyżowych szpital, zazwyczaj jest nieczynny. Para turystów odnalazła
miejscowego przewodnika, który posiada klucze, a my skorzystaliśmy z
okazji. Będąc w środku przeniosłem się w czasie. Wyobrażałem sobie rycerzy
z czerwonymi krzyżami na płaszczach posługujących często w ostatniej
drodze chorym leżącym w chłodnym wnętrzu kościółka. Zza okien dobiegał
krzyk mew, na wytartych ścianach i posadzce można było odnaleźć
pozacierane inskrypcje. Z zamyślenia wybudził mnie głoś przewodnika,
który zakończył oprowadzanie. Po opuszczeniu tego mistycznego miejsca idąc
krętą średniowieczną uliczką dotarliśmy do małego portu, gdzie wprost z
kutrów mieszkańcy kupowali świeże ryby i skorupiaki. Bezpośrednio z portu
udaliśmy się do Duomo. We wszystkich przewodnikach jest napisane że
zbudowano je w XI wieku, ale to tylko część prawdy, gdyż architekci
stawiali kolejne wersje świątyni na poprzednich tak, że z zewnątrz widzimy
wersje najnowszą, bodajże trzecią, natomiast by zobaczyć najstarsze
relikty musi zejść do podziemi. Sama katedra jest położona na samym brzegu
morza, jej piaskowa elewacja pięknie odcina się od błękitu nieba. Obok
stoi zamek zbudowany przez Fryderyka II, ale według mnie nie jest wart
większej uwagi. Z Trani wracaliśmy wieczornym pociągiem, mijając tłumy
ludzi, które w międzyczasie wyległy na ulicę. Jadąc tutaj warto zaplanować
przynajmniej pół-dniowy pobyt, by mieć trochę czasu na kontemplacje widoków.
Bart
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz